Ostatnio, miałam ogromną przyjemność, odwiedzić indyjską restaurację
Ganesh.
Zlokalizowana jest ona w samym sercu Krakowa, tuż obok Rynku Głównego, przy
ul. św. Tomasza 18.
Od samego początku, byłam pozytywnie nastawiona do tej wizyty i z czystym sumieniem, muszę przyznać, że nie rozczarowałam się. Było bardzo, ale to bardzo sympatycznie.
Od samego progu, miejsce nas oczarowało.
Restauracja mieści się w klimatycznej piwniczce, zabytkowej kamienicy, do której prowadzą długie schody.
Już idąc nimi w dół, dzięki zapachom kadzideł, orientalnym ozdobom i wystrojowi, można wyczuć szczyptę Indii.
Delikatne oświetlenie i piękne, wiszące lampy, wprowadzają nastrojową, tajemniczą atmosferę.
Z pewnością jest to miejsce, w którym można spokojnie usiąść, odetchnąć i odpocząć, od codziennego zgiełku.
Tak jak wyżej napisałam, miejsce i atmosfera panująca w tej restauracji, całkowicie nas oczarowała.
Muszę również pochwalić obsługę.
Obsługiwał nas bardzo sympatyczny, obeznany w indyjskich przysmakach, młody chłopak, który doskonale doradził nam w wyborze dań.
Tamtejsze jedzenie z pewnością posmakuje miłośnikom indyjskiej kuchni i smaków orientu.
Nasze kubki smakowe dopieszczone zostały w stu procentach:)
Wybrane przez nas dania dania były wyborne!
Czysta eksplozja smaków i bogactwo aromatów.
Każda potrawa indyjskiej kuchni, jest pełna kolorów, wyrafinowanych i intensywnych połączeń smakowych.
Jestem miłośniczką tego typu potraw i takiego doprawiania dań, więc znalazłam tam swój raj na ziemi.
Większość hindusów, to wegetarianie, którzy komponując swoje menu najczęściej sięgają po potrawy z fasoli, grochu, soczewicy i owoców. W przypadku nie wegetarian, potrawy wzbogacane są o drób, ryby, baraninę, jagnięcinę i mięso kozie. Co ciekawe, niesłychanie rzadko w skład potraw wchodzą ziemniaki, które uważa się za warzywo, drogie, rzadkie i luksusowe.
Z przyczyn religijnych, hindusi nie spożywają potraw z wołowiny.
Wyjątkową, czarodziejską przyprawą, którą używa się i czuć ją w prawie każdej indyjskiej potrawie jest -
gram masala, tzw.
"gorąca mieszanka". W skład tej mieszanki wchodzą: kmin rzymski, kolendra, czarny pieprz, kardamon, liść laurowy, goździki, cynamon, chili, gałka muszkatołowa.
Najpierw wszystkie przyprawy są osobno prażone, a następnie razem mielone.
Tak przygotowaną przyprawę dodaje się do potrawy pod koniec gotowania.
To właśnie dzięki dodatkowi gram masali, kuchnia indyjska, zyskuje ten niepowtarzalny smak!
Na przystawkę zamówiliśmy, cieszące się ogromną popularnością, indyjskie pierożki Samosa, z nadzieniem z kurczaka.
Pierożki podane były z dwoma sosami.
Czerwony, zrobiony na bazie owoców tamaryndowca, bardzo przyjemny dla podniebienia, o słodko kwaśnym posmaku.
Zielony, to mieszanka przyprawy chat masala, mięty i jogurtu. Dla mnie w smaku przypominał nieco guacamole.
Pierożki były znakomite!
Zjedliśmy je z ogromną przyjemnością.
Chrupiące ciasto, lekko pikantny farsz i cudowne sosy, które były wspaniałą kropką nad "i" tej przystawki.
Na danie główne, zamówiliśmy Mix Sizzlers.
Jednogarnkowe danie, dla dwóch osób, zawierające pieczone kawałki warzyw, pomidorów, cebuli, papryki, kawałki indyjskich placków Nan, dwa rodzaje mięsa: kurczak i baranina oraz kawałki indyjskiego sera.
Cała potrawa podana jest na liściach kapusty, na gorącej, jeszcze dymiącej patelni.
Danie robi ogromne wrażenie. Nie dość, że sam zapach i wygląd zapiera dech w piersiach, to intensywny smak tego dania, rozkłada na łopatki.
Chrupiące warzywa, rozpływające się w ustach kawałki mięsa, delikatny ser i kawałki zapieczonych Nanów, to mistrzowskie połączenie.
Danie aromatyczne, doskonale doprawione, pikantne i rozgrzewające, a przy tym nieziemsko sycące.
Po takim jedzeniu, dwie głodne osoby, nie wyjdą głodne;)
Drugim daniem głównym, którego spróbowaliśmy była Mugh Korma, czyli soczysty kurczak w obłędnym, aksamitnym, gęstym, łagodnym, ale przy tym i wyrazistym sosie, z dodatkiem cudownej wszędobylskiej przyprawy masala.
Sos, sam w sobie, był tak pyszny, że można było go pochłaniać łyżkami, nawet bez dodatku mięsa;)
Jako dodatek, zamiast ryżu, domówiliśmy sobie typowe, indyjskie placki Nan, wypiekane w piecu Tandoor, którego temperatura dochodzi nawet do 480 stopni!
Nany zazwyczaj podaje się, do dań mięsnych, z dużą ilością sosu, który można wyjadać dłonią, przy pomocy takiego placka.
Na deser zamówiliśmy Gulab Jamun - nieduże kuleczki serowe, w syropie cukrowym, podane na ciepło.
To właśnie deser uważam za najsłabszy punkt naszego menu;)
Nie z racji najedzenia, ale z racji, że nie przepadam za przesłodzonymi deserami, a ten właśnie taki był:)
Trudno mi opisać jego smak.
Kuleczki, powstają z khoya (specjalnego sera), smażone są w głębokim tłuszczu, a następnie moczone są w słodkim syropie, z dodatkiem kardamonu, szafranu i wody różanej.
Są raczej specyficzne w smaku, a w konsystencji ciężkie, miękkie i mokre.
Dla mnie, nic specjalnego;)
Wizytę w restauracji Ganesh, odbyłam dzięki akcji Blogerzy smakują.
Serdecznie dziękuję za zaproszenie!
Ten dzień, będziemy wspominać bardzo miło i z pewnością, jeszcze nie jeden raz, zawitamy w tamtejszych progach.