sobota, 29 września 2012

Tiramisu idealne!




Dobra przyznam się bez bicia. To pierwsze w moim życiu, własnoręcznie przygotowane tiramisu;) Wiem, taka klasyka, że aż wstyd się chwalić:)

Myślę, że dzięki przekonaniu, że ten boski deser jest tak banalny do zrobienia, tak szybki i nie może się nie udać, nigdy go nie robiłam;) Przecież, to tak mało ambitne brać się za coś takiego;) Co to za filozofia? Długo wystarczał mi fakt, że jadałam go w gościnie, albo w cukierni. 

Pewnego dnia zmobilizowałam się do przyrządzenia go u siebie;) 
Wściekła jestem, że tak długo z tym zwlekałam, to przecież istne niebo w gębie! 
Co tam, że szybkie, co tam, że dziecinnie proste, czy mało ambitne. Liczy się smak, a pałaszując ten deser, kubki smakowe wariują;)

Nigdzie nie szukałam przepisu na dobre tiramisu, kiedy wiedziałam, że mam go pod nosem. 
Moja siostra jest ekspertem w tej dziedzinie i to do niej skierowałam moje kroki. 
Przepis dostałam i zachowam na wieczność, bo tak dobrego tiramisu nigdy jeszcze nie jadłam.
Jak dla mnie - deser idealny. Wprost rozpływa się w ustach:) 

 W przepisie nie dokonałam żadnych zmian, co jest w mojej kuchni ewenementem. Przeważnie pierwsza jestem do swoich autorskich przeróbek;)
Moim zdaniem wszystkie składniki są tutaj w doskonałej proporcji. Tiramisu jest perfekcyjnie naponczowane, z lekką nutką kawy i migdałowego amaretto, nie jest za słodkie, absolutnie nie jest mdłe, a przy tym kroi się idealnie. Czego chcieć więcej?

Miłośnicy kawy i lekko "alkoholowych" deserów, na pewno będą w siódmym niebie;)

P.S Wiem siostra, że to czytasz, mam nadzieję, że cię nie zawiodłam i efekt ci się podoba;) 

Składniki:
  • 500g serka mascarpone
  • 5 żółtek
  • 100g cukru pudru
  • 75ml amaretto
  • 300-400g podłużnych biszkoptów
  • 500ml mocnej kawy
  • kakao do posypania
Zaparzyć mocną kawę i wystudzić.
Do wystudzonej kawy dolać amaretto.
Żółtka utrzeć z cukrem pudrem na gładką masę.
Dodawać po łyżce mascarpone dalej mieszając.
Ubijać aż masa zgęstnieje.
Formę wyłożyć papierem do pieczenia.
Biszkopty ponczować (zanurzać na chwileczkę w kawie z amaretto, lub tak jak ja przy użyciu pędzelka. Biszkopty mają być mocno naponczowane, ale się nie rozpadać).
Ułozyć je równo obok siebie na dnie formy.
Posypać delikatnie kakao (użyłam do tego małego siteczka).
Na biszkopty wyłożyć połowę masy mascarpone.
Na masie ułożyć kolejną warstwę namoczonych biszkoptów.
Posypać je delikatnie drugą warstwą kakao.
Wyłożyć resztę kremu.
Krem posypać kakao lub zrobić to przed samym podaniem.
Deser schłodzić kilka godzin w lodowce.









Sprawdzone menu na imprezy!

czwartek, 27 września 2012

Roladki schabowe z fetą i brokułem



Bardzo smaczna propozycja na prosty i dość szybki obiad. 
W przygotowaniu roladek nie nie ma zbytniej filozofii, a efekt końcowy jest świetny, dla oka jak i dla podniebienia.

Dzięki połączeniu trzech smaków: fety, brokuła i szynki parmeńskiej, można stworzyć niesamowicie aromatyczne danie.

Jak dla mnie bomba!

Składniki:
  • schab ( ok. 8 cienko rozbitych kotletów)
  • 3/4 brokuła
  • 125g fety
  • kilka plasterków szynki parmeńskiej (może być inna szynka/boczek wędzony)
  • 2 ząbki czosnku
  • sól, pieprz, papryka
  • olej do smażenia
Schab pokroić i cienko rozbić.
Mięso przyprawić, solą, pieprzem, papryką i odłożyć na jakiś czas do lodówki żeby się przegryzło  ( u mnie cała noc).
Brokuła ugotować do miękkości w osolonej wodzie.
Przestudzić.
Zmiksować z fetą i czosnkiem.
Doprawić solą i pieprzem (uważać z solą, ponieważ feta jest słona!).
Na rozbite kotlety ułożyć po plasterku szynki, na szynkę trochę farszu brokułowego.
Zwinąć roladki.
Spiąć je za pomocą wykałaczek, lub obwiązać żyłką/sznurkiem (uważam, że druga opcja jest wygodniejsza).
Smażyć na rozgrzanym ogniu, na rumiano, ze wszystkich stron.
Podawać np. z opiekanymi ziemniaczkami.







Po prostu kotlet do obiadu Smakołyki na pikniki Sprawdzone menu na imprezy! Mięsne rolowanie - konkurs!

wtorek, 25 września 2012

Delecta, babeczki nadziane budyniem. Warto, czy nie warto?



Od razu zaznaczam, że nie jest to post sponsorowany i poniżej absolutnie nie robię autoreklamy firmie Delecta;)  Chciałabym obiektywnie opisać swoje odczucia, po wypróbowaniu jednego z produktów tej marki.

Z racji, że wygrałam konkurs, którego organizatorem była Delecta, przyszła mi do domu duża paczka  z różnymi ich produktami. W paczce, między innymi znalazłam opakowanie babeczek w proszku z nadzieniem budyniowym.

Nigdy nie piekłam, nie piekę i nie będę piec ciast z proszku, ani nie stanę się ich fanką, ale w sumie co zaszkodzi spróbować, kiedy się już zostało nimi obdarowaną?;) Wstyd, czy nie wstyd, upiekłam je;) Ponieważ nigdy nie miałam do czynienia z tego typu produktami, byłam ciekawa efektu.

Po babeczkach nie oczekiwałam zbyt wiele. Wynikało, to może z mojego uprzedzenia, że to co z proszku jest bleee, sztuczne oraz chemiczne. Piekłam je z dużą rezerwą, nastawiając się na opłakany efekt końcowy.

Babeczki jednak pozytywnie mnie zaskoczyły. Jak na ciasto z proszku nie wyczuwałam chemicznego, plastikowego składu, a tego bałam się najbardziej (jednak ilość dodanych ulepszaczy na opakowaniu przeraziła mnie!). Muffinki wyszły puszyste, miękkie, fajnie mokre, ładne i kształtne. Dokładnie takie jak powinny wyjść prawdziwe babeczki.
Jedynie do nadzienia- budyniu,  można było się przyczepić. Nie smakował jak domowy, ale w gruncie rzeczy był smaczny.

Muszę przyznać, że całkiem przyzwoite okazały się te babeczki, jak na to, że upieczone zostały z proszku.

Jednego tylko nie rozumiem, w czym mają być lepsze od domowych? Moim zdaniem, fenomenem ciast w proszku jest fakt, że piecze się je łatwo i ekspresowo. Muffinki są jednak takim wypiekiem, który nawet w domowych warunkach piecze się w tempie błyskawicy. Są banalnie proste i zawsze wychodzą. Więc po co wybierać te z proszku? Właśnie tego nie wiem.

Do muffinek Delecty i tak trzeba dodać jajka i olej, więc nie widzę dużej filozofii w tym, żeby dodać od siebie jeszcze troszkę cukru, proszku do pieczenia, mąkę i parę łyżek jogurtu.
Całość i tak trzeba wymieszać i rozłożyć do papilotek, a to pochłania najwięcej czasu w obu przypadkach. Jedynie budyń z proszku, który był w opakowaniu robi się szybciej, bo nie wymaga gotowania. Zalewa się go gorącą wodą, miesza i gotowe. Z resztą i takie budynie, nie wymagające gotowania, są już dostępne na rynku.

Podsumowując, nadziane babeczki Delecty są całkiem przyzwoite w smaku, nie wyczuwa się w nich chemii i w awaryjnych sytuacjach śmiało można się nimi poratować. Jednak szybkość ich robienia jest w porównywalna z pieczeniem domowych babeczek, a jak wiadomo, nic nie dorówna domowemu wypiekowi!:)









niedziela, 23 września 2012

Gofry z kremem z mascarpone i białej czekolady

 
 Gofry lubi chyba każdy, my również:)
Wiele lat robiłam je z jednego przepisu, nic w nim nie zmieniając, ale tym razem odważyłam się zrobić je trochę inaczej.

Szkoda, że tak późno przyszło mi do głowy, żeby poeksperymentować z ciastem na gofry. Z poniższego przepisu wychodzą chyba najlepsze, najbardziej chrupiące, najbardziej leciusieńkie goferki jakie jadłam:)
Moim zdaniem idealne!
Teraz to ciasto na gofry stało się moim numerem jeden:)

Przygotowałam do nich wspaniały krem z mascarpone i białej czekolady. Nie muszę nikomu go zachwalać, bo chyba każdy wie, że  masa z dodatkiem takich składników wychodzi pyszna.
Uważam również, że ten krem sprawdzi się jako masa do torta, ciasta, albo jako dodatek do deserów czy owoców. 
Poezja!

Składniki:

Ciasto

  •  2 szklanki mąki
  • 2 szklanki mleka
  • 1 łyżka proszku do pieczenia
  • szczypta soli
  • 1/3 szklanki oleju
  • 2 jajka,
Krem
  • 125g mascarpone
  • 200ml śmietanki kremówki 30%
  • 50g białej czekolady 
  • ulubione owoce (u mnie brzoskwinie i kiwi)
Rozgrzać gofrownice. 
Żółtka oddzielić od białek.
Wszystkie składniki na ciasto ubić mikserem na gładką masę (oprócz białek).
Białka ubić na sztywno.
Pianę delikatnie wymieszać z ciastem.
Gofry piec w gofrownicy na rumiano kilka minut.

Bitą śmietanę ubić na sztywno.
Czekoladę rozpuścić i przestudzić.
Śmietanę, czekoladę i serek delikatnie ze sobą połączyć.
Gofry podawać z powstałym kremem i owocami.











Gofrownia

sobota, 22 września 2012

Tarta z chorizo i lazurem




No i kolejny pomysł na moją ulubioną tartę:) Mówiłam, że będzie ich na blogu dużo, więc wrzucam następny przepis. 

Tym razem miałam ogromną ochotę na jakąś bardzo wytrawną, inną tartę. Po chwili, myślałam już tylko o tym, żeby upiec ją z hiszpańskim chorizo i serem lazurem.
Brzmiało super!

Kolacja udała się wyśmienicie, a pomysł z połączeniem tych dwóch składników był świetny.
Tarta wyszła niezwykle aromatyczna:)

Kto lubi podobne klimaty na pewno nie poczuje się rozczarowany.

Składniki:
  •  opakowanie ciasta francuskiego
  • 150g kiełbasy chorizo
  • 100g sera lazur
  • 100-150g mozzarelli
  • 100g śmietany 18%
  • 2 jajka
  • sól, pieprz do smaku
Ciastem francuskim wylepić formę do tarty. 
Nakłuć widelcem i podpiec w 180C  10-15 minut.
Chorizo pokroić w plasterki ułożyć na spodzie wystudzonej tarty.
Ser pokroić w plastry lub pokruszyć palcami i ułożyć na kiełbasie.
Tartę posypać tartą mozzarellą.
Jajka wymieszać ze śmietaną,solą i pieprzem.
Powstałym sosem polać tartę.
Tartę piec w 180C przez ok. 30 minut.









piątek, 21 września 2012

Spaghetti bolognese bez mięsa? Niemożliwe! A jednak się da:)



Zawsze podkreślam, że cała nasza rodzina jest bardzo mięsożerna i nie wyobrażamy sobie, że moglibyśmy z niego zrezygnować. Co to, to nie! Z pewnością w wegetarian się nie przemienimy:) 

Dodam również, że ciężko by nam było przygotować jakiś posiłek na bazie soi, bo jej wręcz nie znosimy! 
Wiele razy próbowałam smażonych, kotlecików sojowych, z takim samym efektem końcowym - po pierwszym gryzie lądowały w śmietniku:/ 

Myślę, że moje pojęcie o soi wyglądałoby jeszcze długo, tak jak to wyżej opisałam, gdybym jakiś czas temu, nie odkryła czegoś takiego, co zwie się granulatem sojowym. Już sama nazwa dała mi dużo do myślenia i bardzo mnie zaintrygowała. 
Poczytałam więcej o granulacie, że można go dowolnie doprawiać i czynić z nim naprawdę cuda, czarując smaczne posiłki. 
Od razu nabrałam ochoty na kolejne podejście do soi. 
Tym razem żadnych gotowców!

Szybciutko wpadła mi w ręce niepozorna, mała paczuszka takiego granulatu. Nie zastanawiając się długo wrzuciłam ją do koszyka. Jak się później okazało, był to również bardzo ekonomiczny zakup, bo z maleńkiego opakowania granulatu (170g), zrobiła się cała patelnia jedzenia!

Nawet Em widząc to cudo, specjalnie nie protestował, spytał tylko, co z tego ugotuję;) Stwierdziłam, że najlepiej zrobię jak przygotuję, to co tygryski lubią najbardziej, czyli spaghetti:) Wiedziałam, że stawiam soi wysoką poprzeczkę, bo "podrobić" i dorównać klasycznemu makaronowi po bolońsku będzie trudno. 

Soję przyrządziłam dokładnie tak jakbym miała do czynienia z mięsem mielonym.
Danie wyglądało smakowicie. Na oko przypominało klasyczne spaghetti, jedynie zapach soi różnił się od smażonego mięsa mielonego;)
W smaku jednak totalny szok! To naprawdę było pyszne! 
Pyszne, zdrowe i lekkostrawne! 

Synek, jeden z większych smakoszy klasycznego po bolońsku, spałaszował dwie porcje, nie orientując się, że na talerzu nie ma ani grama mięsa;) Mieliśmy z niego niezły ubaw. Zapytany jak mu smakuje, stwierdził że mięsko jest pyszne :)
Cała nasza, mięsożerna rodzinka pałaszowała sojowe spaghetti aż miło:)

To na pewno nie była moja ostatnia przygoda z granulatem. Po tym obiedzie wiem, że soja na pewno będzie częściej gościć na naszym stole.

Składniki:
  • opakowanie granulatu sojowego (170g)
  • 0.7l bulionu
  • puszka pomidorów (ok. 400g)
  • 1 czerwona papryka
  • 400g makaronu spaghetti
  • cebula 
  • ser żółty
  • sól, pieprz do smaku
  • 1-2 ząbki czosnku
  • oregano i bazylia do smaku
Granulat zalać gorącym bulionem.
Cebulę obrać, posiekać, podsmażyć i wrzucić do soi.
Dodać pomidory.
Paprykę pokroić w kostkę dodać do sosu.
Wszystko dusić chwilę na małym gazie.
Sos przyprawić, dodać zioła i czosnek.
Makaron ugotować według przepisu na opakowaniu.
Odcedzić.
Polać sosem.
Posypać tartym serem. 









Paprykujemy 3